Dramatyczne dzieciństwo Saszy w obrazie Siergieja Snieżkina "Pochowajcie mnie pod podłogą"

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Film Siergieja Snieżkina nie wzrusza, nie bawi, nie czaruje subtelnym pięknem. A jednak to kino gęste od emocji, nietuzinkowe, pozbawione warstwy lukru, po którym ciężko złapać oddech. Ukazuje niezwykle gorzką i brutalną prawdę o życiu niewinnie ubranym w pozory normalności, wstrząsa, złości i momentami przeraża. Po obejrzeniu filmu czułam niesmak, wewnętrzny sprzeciw, tak jakby lepki brud z ekranu przykleił się do mnie i nie chciał opuścić, nawet gdy zniknął z oczu ostatni kadr. Jakby to mnie ktoś pociął żyletką, pozostawiając nieruchomą w fotelu, tkwiącą w niedowierzaniu, skuloną strachem. Nie jest to czarno-biała opowieść, lecz spowita w półtony, niejednoznaczna. Reżyser uchyla drzwi pokojów zagraconego moskiewskiego mieszkania, w których wieje emocjonalnym chłodem, a miłość ukazuje w lustrze twarz wykrzywioną złowrogim uśmiechem.

Po obejrzeniu filmu Siergieja Snieżkina „Pochowajcie mnie pod podłogą” nie sposób nie myśleć o ciemnym obliczu babcinej miłości, o jej karykaturalnej, wręcz groteskowej postaci: wynaturzonej, patologicznej, ale na pewno miłości prawdziwej. Czasem tak szczelnie przykrytej warstwą pogardy, tonącej w steku przekleństw i wyzwisk, na przemian z napadami nieoczekiwanej tkliwości, iż umyka, że jest w tym jakiś rys szczerego oddania.

Szarpiący emocjami obraz Snieżkina to świat widziany oczami ośmioletniego chorowitego Saszy (Aleksandr Drobitko), który żyje w domu dziadków niczym w zamkniętej klatce, pozbawiony dziecięcych radości, towarzystwa rówieśników, stale poszturchiwany i nękany psychicznie przez babcię, tęskni za matką, w smutnych chwilach oglądając pod łóżkiem jej zdjęcie, czekając na urodziny, by móc ją zobaczyć. Przedstawiony świat wstrząsa tym bardziej, że obraz ten jest nad wyraz dojrzały, nie nacechowany naturalną dziecięcą naiwnością.

Główną bohaterką filmu jest babcia Saszy – Nina (fenomenalna w tej roli Swietłana Kriuczkowa), której fizyczność odstręcza: białe, w nieładzie włosy, bezzębne usta, krwiste, podłużne pręgi na zmęczonej życiem twarzy o rysach, które w chwili ataku nagle tężeją i drapieżnym, przenikliwym wzroku szarych oczu. Śliniąca się, wyzywająca, wulgarna, wymachująca z impetem rękami w przybrudzonej kwiecistej podomce, wzbudza graniczący z odrazą strach.

Babcia jest niczym upiorna zjawa, terroryzuje domowników, psychicznie znęca się nad dziadkiem (Aleksiej Pietrienko), zasłużonym komunistycznym aktorem i wnuczkiem, doprowadzając przerażonego jej agresywnymi wybuchami chłopca do histerii. Straszy, że potnie go żyletkami czy nagle wbija nożyczki w biurko chłopca. Nie może się też powstrzymać od niewybrednych komentarzy na temat jego matki, jak to określa dziwki i wywłoki. Karmiony codzienną dawką kłamstw, przeplataną wyzwiskami od debili i potworów , odcięty niemal od świata maleńki Sasza żyje jak zwierzątko pochowane pod podłogą.

Jest jednak scena, w której reżyser rozmywa ostry, upiorny kontur postaci babci. Dzięki telefonicznym zwierzeniom Niny ujętym w formę świetnego kilkunastominutowego monologu udaje się na moment zapomnieć o tym, co chore i dostrzec, że pod fasadą nienawiści kryje się wyjątkowe, pełne oddania i poświęcenia uczucie, które jednak potwornie rani. Jakże trafne wydają się wówczas, oddające specyfikę babcinych uczuć oscylujących między miłością i nienawiścią, słowa z początkowej sceny filmu, że ona chciała przecież, by tylko lekko przycisnąć złapaną w potrzask zdechłą mysz, bo to przecież taka kruszynka. Tak, by jednocześnie i okazać serce i zabić.
W głębi serca Nina kocha wnuka, dla niego wypluwa z siebie ostatnią krew, opiekuje się nim, leczy, poświęca czas i zdrowie, za niego oddałaby życie. Nie dostrzega, że jest to miłość chora i tak zaborcza, że zbliża się do granicy szaleństwa. Sasza jest główną osią jej życia, pozbawionego złudzeń, zmarnowanego przez dziadka, który obiecywał tak wiele, gdy się poznali, przez niewdzięczną córkę Olgę (Marija Szukszyna), która wbrew pokładanym w niej nadziejom według Niny była nikim i dla której z uczuć miała już tylko pogardę. I przez to, że jej marzenia o wielkim aktorstwie inspirowane występami w kijowskim teatrze się nie spełniły. Wychowana pod silnymi rządami Niny matka Saszy, przytłoczona jej osobowością nie ma odwagi, by zdecydowanie zawalczyć o dziecko, choć przecież je kocha. Kiedy w końcu odwiedza chłopca dochodzi do dramatu.

Mocną stroną filmu jest fenomenalne aktorstwo, zwłaszcza w wykonaniu Swietłany Kriuczkowej, ale i pozostali aktorzy stworzyli znakomite kreacje aktorskie, barwne i ludzkie, w których nie ma miejsca na jednoznaczność, nawet babcię stać na erupcję jaśniejszej strony swojej osobowości, możemy w niej dostrzec rysy człowieczeństwa.

Przejmująca opowieść Snieżkina momentami tak przytłacza, że reakcją obronną u widza jest jedynie nerwowy śmiech. W trakcie oglądania nie miałam wrażenia jakiejkolwiek kreacji przedstawionego świata. Nasuwały mi się pytania: czy miłość choć w części jest w stanie usprawiedliwić uczynione zło, czy ciężkie, pełne rozczarowań życie potrafi zmniejszyć ciężar gatunkowy okrucieństwa wobec dziecka? Obraz rosyjskiego reżysera jest poszukiwaniem prawdy o życiu, zanurzonym w słodko-gorzkim smaku, usłanym pozorami na zewnątrz, pełnym goryczy w środku.

Warto obejrzeć ten film, nie tylko ze względu na świetne zdjęcia Władisława Gurczina, delikatną, przesiąkniętą nieokreśloną nostalgią muzykę i aktorstwo na wysokim poziomie. Nawet nie ze względu na magiczną scenę tańca w restauracji do zagranicznego przeboju Maryli Rodowicz „Kolorowe jarmarki”, choć jako polski akcent znakomicie wpisuje się w klimat Sputnika nad Polską.

Siergiej Snieżkin przenosząc na ekran inspirowaną traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa, kontrowersyjną powieść Pawła Sanajewa podjął się ważnego tematu. Odrzucił konwenanse, które każą zamykać problemy rodzinne w czterech ścianach pokoju, nie obnosząc się z nimi na zewnątrz. Jest wiele szanowanych (dziadkowie Saszy nie byli ludźmi z marginesu, lecz przedstawicielami świata kultury), normalnych z pozoru rodzin, które żyją w codziennym, stworzonym przez siebie piekle. Ważny, ale wstydliwy temat o przemocy psychicznej w rodzinach, którą trudniej dostrzec, bo nie zostawia śladów na ciele w postaci siniaków i zadrapań, ale odcina się głębokim piętnem na psychice, zwłaszcza tak delikatnej jak psychika dziecka.